To nie było samobójstwo? Nowe fakty ws. głośnej śmierci
Ariel Castro został znaleziony martwy w swojej celi 3 września, miesiąc po tym jak został skazany na dożywocie, w symbolicznym wymiarze kary tysiąca lat więzienia. Przyznał się do morderstwa nienarodzonego jeszcze dziecka jednej ze swoich ofiar, porwań i wielokrotnych gwałtów i wykorzystywania seksualnego. Władze poinformowały właśnie, że być może wcale nie odebrał sobie życia.
Ciało 53-latka zostało znalezione w pobliżu drzwi, powieszone za szyję, z
ugiętymi kolanami. Bieliznę i spodnie miał zsunięte do kostek, a na
szyi zawiązał sobie prześcieradło, którego koniec zahaczył o zawiasy
okna. Nie zostawił listu pożegnalnego. Ocena jego zdrowia psychicznego
nie wskazywała, by miał myśli samobójcze czy cierpiał na depresję.
Podczas rozprawy sądowej Castro otwarcie mówił o swoim uzależnieniu od
pornografii - podkreślał, że nie jest potworem, a chorym człowiekiem,
seksoholikiem. Pojawiły się też plotki, jakoby strażnicy widzieli go
wcześniej podduszającego się.
Opublikowany właśnie raport sugeruje że Castro być może wcale nie chciał
pożegnać się z tym światem i umarł przez przypadek, w wyniku
autoerotycznego uduszenia. Podduszanie się w trakcie czynności
seksualnych ma zapewniać zwiększone doznania, wywoływać podniecenie i
satysfakcję. Jednak odcinając dostęp tlenu do organizmu bardzo łatwo o
przypadkowe, niechciane uduszenie.
Z najnowszą opinią nie zgadza się koroner, Jan Gorniak, który osobiście
przeprowadzał sekcję zwłok skazańca. Twierdzi, że było to samobójstwo i
nie ma podstaw, by dopatrywać się śladów nieszczęśliwego wypadku. Przy
okazji śledztwa okazało się też, ze dwóch strażników fałszowało raporty
co do tego, kiedy sprawdzali celę więźnia. Wyszło na jaw, że przez kilka
godzin nikt nie zaglądał do celi. Nikt też nie dopilnował, czy Castro
obejrzał obowiązkowe wideo dotyczące zapobieganiu samobójstwom.
Ostateczny raport zostanie wydany po uzyskaniu wyników toksykologii.
Amerykanin Ariel Castro, oskarżony o więzienie i torturowanie przez
ponad dekadę trzech kobiet w swym domu w Cleveland, otrzymał wyrok
dożywotniego więzienia bez prawa ubiegania się o zwolnienie. Przyznał
się do łącznie 937 zarzutów dotyczących morderstwa, porwania i gwałtu.
Podczas procesu jedna z jego ofiar, 32-letnia Michelle Knight złożyła
zeznanie. - Przeżyłam 11 lat piekła - mówiła. Knight była pierwszą z
kobiet, którą Castro uwięził w swoim domu w Cleveland. Oświadczenia w
imieniu dwóch pozostałych kobiet: Amandy Berry i Giny DeJesus odczytali
członkowie ich rodzin.
Amanda Berry zniknęła w 2003 roku, gdy miała 16 lat, Gina DeJesus
zaginęła w 2004 roku jako 14-latka, a Michelle Knight w 2002 roku. Jak
potwierdziły testy DNA, Castro ma z Berry 6-letnią córkę. Do uwolnienia
kobiet doszło w maju bieżącego roku, gdy sąsiad, zaniepokojony krzykami w
pobliskim domu, poszedł sprawdzić, co się dzieje i odnalazł tam
zaginione.
źródło: Nasygnale.pl
« powrót